Dzisiaj jest jedną z marek wchodzących w skład koncernu Volkswagen, ale w świadomości entuzjastów motoryzacji Bentley na zawsze pozostanie jednak synonimem brytyjskości, a ci którzy je posiadają twierdzą, „że Bentleya się nie kupuje, ale wynajmuje na całe życie”.
Nic zatem dziwnego, że już od pierwszej chwili realizacji projektu budowy „własnego supersamochodu” jego twórca Walter Owen Bentley postanowił określić go również wizerunkowo, wyposażając w element, który symbolicznie odnosiłby się do jego dążeń.
Tak naprawdę nie wymyślił nic nowego, ponieważ od momentu narodzin samochodu niemal każdy nowy model zgodnie z wolą jego twórców ozdabiany był go ich zdaniem wyróżniającym go emblematem będącym jednocześnie firmowym znakiem rozpoznawczym. A, że w większości przypadków poczynając mniej więcej od pierwszej dekady minionego stulecia i fascynacji lotnictwem były symbolizujące moc, szybkość i wolność skrzydła, to W.O Bentley również nie odstąpił od tej tradycji.
Chociaż nie! On miał ku temu specjalne powody, ponieważ jego kariera zawodowa i sukces (mimo że kochał maszyny parowe i parowozy) rozpoczęła się właśnie od lotnictwa, a konkretnie od dużej premii pieniężnej (szaloną wówczas kwotę 8000 Funtów , którą otrzymał po ukończeniu projektu silnika lotniczego zamówionego przez RAF.
Jego dziełem był między innymi duży rotacyjny BR1 (Bentley Rotary) oraz jego wersja BR2 stosowana w brytyjskich myśliwcach Spowith Camel i Spowith Snipe.
Silniki te okazały się tak dobre, że wyposażano w nie samoloty RAF aż do końca lat 20.
Mimo, że już wcześniej wraz z bratem handlował i ulepszał technicznie francuskie auta marki D.F.P to właśnie dzięki lotnictwu po zakończeniu Wielkiej Wojny mógł powrócić do tego co zamierzał zrobić wcześniej, czyli pracy nad własnym autem, które jeszcze pod nazwą Bentley Experimental 1 potajemnie, aczkolwiek z ogromnym hukiem debiutowało na ulicach Londynu we wrześniu 1919 r. aby w tym samym roku uświetnić swą obecnością londyński salon samochodowy (Olympia Motor Show).
Dalej oczywiście to być może znana wielu entuzjastom tej marki historia ( a jeśli nie to może kiedyś do niej powrócimy), ale teraz zajmijmy się „skrzydlatym emblematem”, czyli doskonale kojarzonym „Flying B”, które w 1921 r. po raz pierwszy (jeszcze tylko w postaci metalowej plakietki) pojawiło się na obudowie chłodnic produkowanych przez firmę Bentley Motors Ltd. już seryjnie aut określanych jako Bentley 3 Litre.
Czy plakietkę projektował samo W.O Bentley? Tego nie wiadomo, ale pewnym jest, że jej autorowi dał jednoznaczne wytyczne- mają być skrzydła i litera „B”- jak Bentley. A tak w ogóle, to trzy rodzaje plakietek o takim samym kształcie tylko z różniącym je kolorystycznie tłem.
Kolor czerwony (red label) zarezerwowany był dla aut sportowych Short Standard, nazywanych również wersją Speed (o skróconym rozstawie osi wynoszącym 2985 mm), niebieski ( potem czarny) dla podwozi turystycznych typu Long Standard (rozstaw osi 3315 mm), a zielone tło oznaczało wersje podwozi przygotowywanych do wyczynu Super Sport ( rozstaw osi 2743 mm), czyli aut, które z łatwością osiągały prędkość ponad 100 mil/h.
Tradycja ta obowiązywała zawsze… ,zarówno w czasie świetności marki w latach 30., potem kiedy od 1931 r. należała od Rolls-Royce’a i teraz kiedy od 1998 r. jej właścicielem jest koncern Audi.
Pierwszym , który podjął zlecenie szefa Bentley Motors był znany wówczas i specjalizujący się w „sztuce motoryzacyjnej” artysta Frederic Gordon Crosby. Nie miał wykształcenia artystycznego i można go określić jako typowego samouka…ale za to jakiego!
Pracując najpierw jako kreślarz w angielskim Daimlerze przeprowadził się następnie do Coventry i dzięki koneksjom arystokraty, miłośnika motoryzacji i sztuki Arthura Ludlova Claytona jako ilustrator trafił do środowiska związanego z magazynem Automobile Engineer, które z czasem stało się najbardziej rozpoznawalnym w Anglii i nie tylko czasopismem Autocar.
Podobno pierwszym zleceniem ze strony redakcji dla 23-letniego wówczas Crosby’ego było wykonanie przekrojowego rysunku iskrownika Boscha, ale tak naprawdę zasłynął z licznych i natychmiast rozpoznawalnych ze względu na styl rysunków przedstawiających dramatyczne w wyrazie (i czasami nieco emocjonalnie przejaskrawione) sytuacje ilustrujące dramatyzm motorsportu.
Wyścigi między miastami z pierwszych lat automobilizmu, relacje z torów wyścigowych i rajdów. Tak więc można sądzić, że W.O Bentley trafił do osoby najbardziej odpowiedniej. Najpierw plakietka, a potem nieodzowna w latach 20. Statuetka wieńcząca korek chłodnicy. Początkowo F.G Crosby zaprezentował (zgodnie z jego lotniczymi upodobaniami) wizerunek Ikara.
Miał przecież skrzydła i wyrażał wolność i niezależność…, ale zdaniem zleceniodawcy Ikar był zbyt pretensjonalny. Następny projekt to duże „B” i poziomo wyrastające, symetrycznie umieszczone skrzydła. No właśnie! Czy symetryczne?? Niekoniecznie, ponieważ ze względu na efekt artystyczny auto zdecydował, że liczba piór zarówno w plakietce jaki statuetce nie była w nich jednakowa.
Ten projekt spodobał się W.O i takie „B” spotkamy na wczesnych modelach samochodów Bentley, ale już od 1933 r. nowy właściciel marki (Rolls-Royce) zdecydował, że wraz ze zmieniająca się linią nadwozi, które były teraz bardziej smukłe, stylizacja statuetki również powinna ulec zmianie. Mimo, że Crosby miał się dobrze (później przecież zaprojektował słynnego dzikiego kota dla Jaguara) to o nowy wzór poproszono Charlesa Stykesa.
Tak to dokładnie ten sam artysta, który stworzył statuetkę „Silver lady”! A więc nie przypadek, ponieważ ze względu na przeszłość zdecydowanie był bliższy panom „R”. Rewolucji nie było. Bentley zachował swoje dominujące „B”, ale mocno pochylone do przodu i stylizowane już zgodnie z obowiązującym kierunkiem Art Deco.
Lekko rozchylone skrzydła ustawione były nie w poziomie, lecz zostały uniesione ku górze z piórami skierowanymi końcami w dół.
Na marginesie! W autach wyposażanych w skrzynie biegów z tzw. nadbiegiem litera „B” w górnej części skierowana była ku tyłowi, co nawiązując do charakterystyki technicznej samochodu wizualnie dynamizowało rzeźbę. Tym razem liczba piór w obu skrzydłach statuetki była równa (po 20 z każdej strony).
Ciekawostka! Nowa statuetka wymagała odwrócenia jej prostopadle do pierwotnej pozycji ponieważ jej wymiary kolidowały z płatami maski silnika podczas ich otwierania. Do czasu wybuchu Drugiej Wojny Światowej nie było żadnych zasadniczych zmian.
Mimo trudności (głównie natury finansowej) „Flying B” godnie symbolizowało wyjątkowe cechy techniczne samochodów (The Silent Sport Cars) z Crewe od zawsze sprzedawanych za ogromne pieniądze i z taką też charyzmą. Powojenne modele (MKVI-1946 r., Seria S-1955 r, Seria T-1965 r.) również ozdabiane były ( ale już nieco zmienionym, bardziej stylistycznie wygładzonym i z piórami odwzorowanymi w pozycji prawie i poziomej) wielkim „B”.
Trwało to aż do wczesnych lat 70. kiedy ze względu na wprowadzenie nowych uwarunkowań technicznych dotyczących bezpieczeństwa jedynym symbolem tradycji, jak na początku pozostała już tylko plakietka umieszczana na atrapie chłodnicy. Czy jednak na pewno? Otóż nie. Podobnie jak w przypadku R-R wymyślono sposób ruchomej figurki automatycznie chowanej podczas jazdy.
W 2006 r. (modele Azur, Arnage, Brooklands i Mulsane) „Flying B” powróciło i to nawet w dawniejszej wersji autorstwa F.G Grosby’ego, czyli z asymetrycznym układem piór, których oprócz wersji podstawowej z 10 piórami mogło być ich również 10 i 11.
W 2019 r. w 100 rocznicę założenia firmy Bentley Motors Ltd. pojawiła się jednak szczególna i wyjątkowa wersja statuetki Bentley’a.
W wyniku ogłoszonego konkursu jego zwycięzca Hoe Young Hwang zaproponował stylizację nawiązującą do bezszelestnego lotu sowy nad spokojną taflą jeziora i jej odbiciem w wodzie. Czy można sobie wyobrazić bardziej przekonywujący symbol dla tak wyjątkowego samochodu jak Bentley?
Zdjęcia: Bentley, archiwum autora