Tak jak trudno sobie wyobrazić krajobraz bez tła w postaci nieba, tak prawie niemożliwym jest zauważenie Ferrari bez przynajmniej jednego emblematu z umieszczonym na jego karoserii wizerunkiem wspiętego na tylnych nogach czarnego rumaka. Bez niego żadne Ferrari jest po prostu nieważne! Ale o tym później, a na początek geneza „cavallino rampante” lub jak określają go Anglosasi „proncing horse”.
Ponieważ dotyczy to faktów historycznych, wszyscy znawcy motoryzacji zgodnie odwołują się w tym przypadku do spotkania, do którego doszło 17 czerwca 1923 r. na torze wyścigowym „Circuite del Savio” w pobliżu Rawenny.
Przypomnijmy. Był to pierwszy wyścig w kategorii Grand Prix wygrany wtedy przez młodego Enzo Ferrariego startującego …a jakże, Alfą Romeo! Jak wiadomo z opisów tego wydarzenia jego postawa, determinacja i styl jazdy zaskoczył nie tylko konkurencję, ale również żądnej emocji publiczność.
Przypadek… (albo nie) sprawił, że wśród obserwujących zawody znaleźli się także rodzice postrzeganego wówczas jako bohatera narodowego z czasów Wielkiej Wojny Francesco Baracca.
Podczas I Wojny Światowej dowódcą szwadronu myśliwców „Battaglione Aviatori” , który z racji pionierskich zastosowań lotnictwa w siłach zbrojnych funkcjonował wtedy w strukturach istniejącego już od 1692 r…. 2 Pułku kawalerii „Regimente Piemonte Reale Cavalleria”!
Stąd konsekwentnie oprócz lądowych oddziałów kawaleryjskich, również na „wcielonych” do formacji samolotach wymalowane były symbole nawiązujące do „końskich tradycji”…, czyli w tym przypadku wizerunku narowistego czarnego konia na srebrnym tle.
Takie oznaczenia widniały więc też na samolotach 5, 70 i 91 eskadry, w których po stronie Ententy walczył F. Baracca. Wkrótce jednak, i zgodnie z panującym wówczas „niepisanym zwyczajem” pilotów na wszystkich frontach, oprócz oficjalnych oznaczeń wielu z nich umieszczało na kadłubach swoich maszyn własne dodatkowe symbole.
Jedne nawiązywały do korzeni „myśliwców”, jak wówczas nazywano nieustraszonych pilotów, a inne do konkretnych zdarzeń i sytuacji mających miejsce podczas toczonych przez nich powietrznych bitew. W przypadku F. Baracca dodatkowym symbolem wymalowanym już od 1916 r. na bokach kadłuba jego Nieuporta 17 początkowo był rumak z uniesionymi przednimi nogami, który z czerwonego dość szybko zmienił kolor na czarny.
Do końca nie wiadomo, ale jedna z często powielanych tez nawiązuje do obyczaju szlacheckiego i przejmowania herbu pokonanego w boju przeciwnika. W przypadku naszego bohatera (szlachcica z krwi i kości) miało to dotyczyć jego pierwszego zwycięstwa w pojedynku z niemieckim pilotem, którego samolot oznaczony był herbem Stuttgartu z wizerunkiem czarnego rumaka. Taki zresztą widzimy dziś na masce każdego Porsche!
„Cavallino rampante” miał okazać się szczęśliwy dla Francesco, co szybko się potwierdziło. Awansował do stopnia pułkownika, a jego determinacja, umiejętności i doświadczenie czyniły go bohaterem wśród bohaterów. Przez uczestnictwo w wielu trudnych operacjach lotniczych nie bez powodu porównywano go z wówczas najlepszymi, jak choćby z najsłynniejszym wówczas niemieckim lotnikiem Manfredem von Richthofenem (czerwonym diabłem) i nazywano „kawalerem niebios”.
W sumie do feralnego lotu 19 czerwca 1918 r. nad Montello, kiedy jego samolot SPADA VII został zestrzelony przez atakowanych na ziemi żołnierzy austro-węgierskich F. Baracca odniósł 34 zwycięstwa w walkach powietrznych.
Po wyścigu został zaproszony do posiadłości Enrico i Paoliny Baracca, gdzie hrabina ofiarując mu „szczęśliwy emblemat” syna miała powiedzieć: „Ferrari weź tego konia należącego do mojego syna, umieść go na swoim samochodzie i niech przynosi ci szczęście”.
Jednak nie do końca stało się tak jak życzyła sobie hrabina Paolina. Na swój kolejny sukces Enzo musiał poczekać aż kolejne11 lat, kiedy w 1932 r. po raz kolejny jadąc przygotowaną w istniejącej od 1929 r. własnej firmie Scuderia Ferrari Alfie Romeo wygrał w Belgii prestiżowy wyścig 24h SPA. Oczywiście na boku auta znajdował się już wtedy czarny koń podarowany przez matkę F. Baracca, ale… w nieco zmienionej formie.
Tarcza godła wypełniona została żółtym kolorem symbolizującym kolor sztandaru Modeny, gdzie urodził się Enzo, pojawiły się znane litery „S”- scuderia, czyli stajnia i „F” jak Ferrari, zwieńczająca całość godła trójkolorowa szarfa symbolizująca włoską flagę…, a koń uniósł ogon!
Żeby dopełnić tę opowieść należy wspomnieć o krótkiej co prawda, ale zawsze, obecności w historii motoryzacji jeszcze jednego skaczącego czarnego konia. Malował je przez pewien czas na używanych przez siebie motocyklach marki Ducati włoski kierowca wyścigowy Fabio Taglioni, który jak się okazało był bliskim kolegą Francesco Baracca i razem z nim służył podczas WW1 w szwadronie myśliwskim.
Nie do końca wiadomo, ale należy sądzić, że z jakichś względów „kolega z wojska” zrezygnował jednak z czarnego konia. Może już wcześniej przyniósł mu szczęście i dalej nie było mu już potrzebne… a może stało się to po rozmowie z Enzo? A emblematy z wizerunkiem „cavallino” u Ferrariego?
Jak było już wspomniane, po raz pierwszy w formie tarczy herbowej pojawiły się w „obiegu codziennym” wraz udziałem przygotowywanych od 1929 r. w Societè Anonima Scuderia Ferrari w Modenie samochodów budowanych na bazie Alfy Romeo, a następnie już po zaprzestaniu współpracy z Alfą bolidach konstruowanych w założonej 1939 r. firmie Auto Avio Construzioni.
Stylizowany napis „Ferrari” umieszczony pod prostokątnym symbolem „Cavallino” po raz pierwszy pojawił się na zaprojektowanym i zbudowanym z myślą o starcie w Mille Miglia w 1940 r. Ferrari Tipo 815, a po raz kolejny w 1947 r. pierwszym seryjnie produkowanym samochodzie osobowym Ferrari 125S.
I tak już pozostało do dziś… mimo, że od 1988 r. „Il Commendattore” spogląda już z własnej i innej perspektywy.
To, co pozostało jest jednak niezmienne. Prostokąty na samochodach drogowych (stradale) …i „herby” na „corsa”, czyli na tych, które powinny być najszybsze!
O historii logotypu Rolls-Royce’a piszemy w artykule Szeptem o „Silver Lady”
Zdjęcia Ferrari i z archiwum autora