Przede wszystkim będzie miał wielki wpływ na motoryzację jako taką. Zmieni się bardzo dużo, bo jeśli propozycja Komisji Europejskiej wejdzie w życie, to mówiąc w skrócie od roku 2030 ponad połowę sprzedawanych samochodów będą stanowić samochody niskoemisyjne, rozumiane jako BEV-y czy PHEV-y. Pytanie, co z hybrydami, które obecnie cieszą się bardzo dużą popularnością, czy niektóre kraje wcześniej nie zakażą ich sprzedawania? Miejmy nadzieję że ich sprzedaż będzie również dozwolona, podobnie jak samochodów z napędami CNG i LNG, które pełnią istotną rolę w pojazdach ciężarowych. Czyli – motoryzacja będzie bez wątpienia się zmieniać. Zmiany dotyczyć będą przede wszystkim produkcji, bo w zdecydowanej większości produkty wchodzące na rynek będą inne niż obecnie. Z samochodami elektrycznymi już mamy do czynienia, jednak na razie jest ich stosunkowo niedużo, a zastosowane w nich technologie są nowe, więc jeszcze nie mają większego wpływu na serwisy i rynek części niezależnych.
Ale, co oczywiste, niebawem wpłynie to na rynek aftermarketowy, czyli na części i podzespoły potrzebne do naprawy pojazdów niskoemisyjnych. Nasuwają się w związku z tym pytania: -jak się uformuje rynek, -jak odnajdą się na nim niezależni producenci, a także warsztaty samochodowe? Bo są ze sobą ściśle powiązane. Myślę, że już dziś powinniśmy myśleć, jak będzie wyglądał rynek aftermarketowy, tym bardziej, że musimy przyjąć, że nowe pojazdy będą „miały w sobie” znacznie więcej elementów elektronicznych. W związku z tym obsługa pojazdów będzie wymagała, po pierwsze umiejętności z obszaru IT, po drugie – bardzo głębokiej wiedzy o elektryczności, ponieważ instalacje w pojazdach to 400-800 woltów. Mechanik, który do tej pory naprawiał np. automatyczne skrzynie biegów we współczesnych samochodach i jest świetnym fachowcem nie od razu będzie w stanie naprawiać auta elektryczne. Będzie musiał się tego nauczyć, a także zdobyć właściwe uprawnienia, np. SEP-owskie. Tu w grę wchodzi ludzkie życie, a naprawy metodą prób i błędów mogą być w tym przypadku tragiczne w skutkach.
Do tego dochodzą naprawy blacharsko-lakiernicze. Kilka miesięcy temu w Norwegii doszło do sytuacji, kiedy auto elektryczne doznało nieznacznych uszkodzeń płyty podłogowej, po czym okazało się, że naprawa jest bardzo skomplikowana i może kosztować nawet kilkanaście tysięcy euro. Zatem trzeba się będzie nastawiać na nowe technologie, nowe umiejętności i zupełnie nowy sposób naprawy samochodów. Według mnie będzie to podobną rewolucją, jak w przypadku produkcji i sprzedaży samochodów niskoemisyjnych, choć rozłożone na lata.
Oczywiście. To będzie, uważam, rzecz fundamentalna, dlatego że mechanicy czy mechatronicy, którzy dzisiaj mają doświadczenia, jeśli nie z czystej mechaniki, to ze styku mechaniki i elektroniki, będą musieli rozszerzyć znacząco swoją wiedzę, a także będą musieli zacząć myśleć o pojeździe trochę innymi kategoriami. Będzie on inny, bo oczywiście w przypadku pojazdu bateryjnego czy wodorowego nie będzie miał tłoków, korbowodów, nie będzie miał wału korbowego, skrzyni biegów itd. Trzeba będzie inaczej podejść do naprawy. Być może okaże się, że będzie to wymiana pewnych modułów, które okażą się nienaprawialne w warunkach warsztatowych – jak np. w przypadku baterii.
Czeka nas zatem rewolucja, która oczywiście nie nastąpi z dnia na dzień, ale stopniowo. Wzrośnie liczba serwisów, które będą musiały obsługiwać samochody elektryczne, wodorowe i inne niskoemisyjne. Można powiedzieć, że epoka mechanika pracującego młotkiem i kluczem już dawno minęła, a teraz wchodzimy w epokę, w której mechanik – może nawet ubrany w biały kitel będzie siadał do laptopa i naprawiał samochód przy jego pomocy, a będzie to wymagało bardzo wysokich umiejętności.
Oczywiście, że jest. Pamiętajmy o tym, że mówimy o roku 2030 jako granicznym, który jest rokiem, kiedy naprawdę dużo samochodów elektrycznych i innych niskoemisyjnych zacznie wchodzić na rynek. Przez najbliższe 9-10 lat nadal na rynku będą pojazdy spalinowe, choć ilość ich będzie oczywiście sukcesywnie malała, ale nie zostaną one wyparte z parku samochodowego z dnia na dzień. W związku z tym zachodzić będzie taki proces, że część napraw będzie dotyczyła pojazdów z klasycznym, tym starszym napędem i być może będą mechanicy którzy z jakiegoś powodu nie będą chcieli się uczyć nowej motoryzacji. Inna część napraw to będą naprawy pojazdów z napędami niskoemisyjnymi i tu będą potrzebni mechanicy wykształceni w tym kierunku. Jednak z biegiem lat, może ok. roku 2040 ci pierwsi będą już stanowić zdecydowaną mniejszość na rynku pracy. Może być z nimi tak jak z obecnymi specjalistami od napraw samochodów zabytkowych, gdzie pewne umiejętności zanikają. Dziś trudno znaleźć mechaników będących w stanie odtworzyć drewniany szkielet samochodu osobowego z lat 20-tych.
Dla niektórych na pewno będzie to oznaczało zniknięcia z rynku. Brzmi to brutalnie, ale taka jest prawda. Weźmy za przykład tłumiki. One są niezbędne w pojazdach spalinowych, natomiast w pojazdach elektrycznych nie potrzeba ich wcale, więc firma specjalizująca się tylko w ich produkcji lub podobnych podzespołach już dziś powinna zacząć myśleć o zmianie profilu. Czasami będzie to oznaczało kompletne przekwalifikowanie się czy wejście w zupełnie nowe obszary biznesowe – czyli w praktyce zamknięcie jednej firmy, a może bardziej działalności, i otwarcie nowej. Na to jest oczywiście czas, ale trzeba mieć na uwadze, że takich decyzji nie można przeciągać w nieskończoność i funkcjonować na zasadzie „Jakoś to będzie”. Nie będzie i o tym trzeba pamiętać.