Jak udaje im się wytrzymać całe tygodnie w jednej kabinie? Czy nigdy nie nudzi ich wspólna praca i nie mają momentów, w których chcieliby od siebie odpocząć? O swoim życiu w trasie opowiada najsłynniejsze małżeństwo truckersów, Hela & Snajper.
Helka, czyli Renata: Oj, to długa historia, Paweł jeździ zawodowo już 20 lat. Ja jeździłam z nim tylko w trasy, szczególnie do „dzikich krajów”, takich jak Turcja. On wcześniej jeździł do Rosji, ale tam akurat nie miałam okazji być. Doświadczenie jakie zdobyłam to głównie wyjazdy właśnie z nim, później, kiedy już zrobiłam uprawnienia do kierowania pojazdami ciężarowymi, moje własne doświadczenie wzrastało z każdym dniem. Kierowcą pojazdu ciężarowego jestem od pięciu lat. Krótko, ale z każdym kolejnym dniem, z każdym przejechanym kilometrem uczę się czegoś nowego. Jeździłam na plandece i chłodni, raz miałam też podpięta naczepę z kontenerem. W sumie moja przygoda z ciężarówkami zaczęła się kiedy… byłam małą dziewczynką. Mój tata pracował w PKS, a ja byłam tam częstym gościem. Pamiętam do dziś usmarowanych mechaników. Tego widoku nie zapomnę nigdy.
Snajper, czyli Paweł: Można by napisać książkę o tym, jak to wszystko wyglądało. Przygodę z ciężarówkami zacząłem wraz z powołaniem do wojska. Podczas służby byłem kierowcą oraz instruktorem nauki jazdy B+C. Służyłem w MSWiA w Katowicach, w nadwiślańskich jednostkach wojskowych. To był 1995 rok i tam właśnie zdobyłem uprawnienia do prowadzenia pojazdów ciężarowych. Po wyjściu z wojska pierwszą pracę podjąłem w kierunku wschodnim. Jeździłem wtedy Volvo F 10, jakiś czas później dostałem Renault Major 385 w globie, czyli w najwyższej kabinie. Jak na tamte czasy to był prawdziwy rarytas. Same początki nie należały jednak do łatwych – żadna firma nie chciała wysyłać na Zachód kierowców bez doświadczenia. A mnie go brakowało. W końcu jednak udało się raz i drugi i to był początek mojej podróży. Dziś jeżdżę po całej Europie.
Renata: Nie, nie poznaliśmy się w jednej firmie. Ja pracowałam wówczas w hurtowni budowlanej, a Paweł przyjechał tam z dostawą. To właśnie wtedy widzieliśmy się po raz pierwszy. Dziś, po wielu latach, miło wraca się do tych wspomnień.
Paweł: Tak, wyglądało to właśnie tak, jak mówi Renata. Firma, w której wówczas pracowałem wysłała mnie z dostawą do Mińska Mazowieckiego. Na szczęście… szybko cofnięto mi ten kurs i musiałem jechać do Nowego Dworu Mazowieckiego. Ten zbieg okoliczności sprawił, że właśnie w taki sposób poznałem swoją przyszłą żonę.
Paweł: Tak, jesteśmy podwójną obsadą. Jeszcze kilka lat temu byłoby to czymś niezwykłym, czasy zmieniają się jednak i obecnie zaobserwować można trend, w którym dużo par, a nawet małżeństw jeździ wspólnie. Tak też jest w naszym przypadku. Kto z nas o tym zdecydował? Moja wspaniała żona Hela, to ona wpadła na taki genialny pomysł. Zresztą, nie ma co ukrywać, od dawna było to jej marzeniem. W końcu udało jej się dopiąć swego, pewnego dnia przyszła i powiedziała „Idę na kurs C+E i koniec”. Tak zaczęła się nasza wspólna podróż.
Paweł: W podwójnej obsadzie już od ponad pięciu lat. Kawał czasu, a jeszcze więcej kilometrów na liczniku. Zanim jednak zaczęliśmy jeździć wspólnie, zabierałem Helę ze mną, nawet w dalekie trasy. Tak pojechaliśmy razem m.in. do Turcji.
Paweł: Bardzo dobre pytanie i choć pewnie wiele osób będzie zaskoczonych taką odpowiedzią to – nie, my zawsze wszystko robimy razem, bez znaczenia, czy ma to miejsce w domu, czy w pracy. Nie musimy i nawet nie chcemy od siebie odpoczywać. Zdarzają się takie sytuacje, kiedy Hela jedzie na załadunek sama. Są też oczywiście takie, kiedy to ja sam muszę jechać załadować towar. Nie ma innej opcji, żebyśmy nie dzwonili wówczas do siebie. I co tu ukrywać, rozmowy trwają zwykle bardzo długo.
Paweł: Najbardziej denerwować drugą osobę może chyba to, że oboje jesteśmy bardzo uparci. Kiedy Hela uczyła się zawodu kierowcy ciężarówek to chłonęła wiedzę – słuchała, notowała, chciała wiedzieć jak najwięcej i najlepiej – jak najszybciej. Teraz, po latach, jest już dużo mądrzejsza i zawsze ma coś ciekawego do powiedzenia. Mało tego, często mówi, że gubi mnie rutyna. W takich sytuacjach czasami dochodzi między nami do małych spięć.
Renata: Zgadza się, jeździmy po całej Europie, praktycznie we wszystkich kierunkach. Obecnie jesteśmy w Irlandii i poznajemy uroki pracy na Wyspach. A nasze ulubione kraje? Te w slangu kierowców uznawane za „dzikie”, takie jak choćby Turcja. Zawsze wracamy tam bardzo chętnie.
Paweł: Myślę że w Rosji. W dalszej kolejności w Turcji i na Ukrainie. W żadnym z tych krajów nie ma lekko.
Renata: W każdym kraju znajdzie się jakaś dziura, zły stan dróg, złe oznakowanie lub objazdy. Nie ma najgorszego, ale można tu wspomnieć o Bułgarii czy Turcji. W sumie, im dalej na południe, tym gorzej.
Paweł: Zważywszy na to, że jeździmy od wielu lat, to i takich przygód nazbierało się w tym czasie całkiem sporo. Ja np. pamiętam taką zabawną sytuację, kiedy byliśmy w Rumunii i nasz syn, wysiadając z ciężarówki, wpadł po uszy w śnieg. Bardzo dużo białego puchu wtedy napadało, a on zupełnie nie był na to przygotowany.
Renata: Oczywiście, z naszego punktu widzenia zmieniło się… niemal wszystko. Jesteśmy rozpoznawalni, ludzie poznają nas na ulicy, wiedzą dokładnie kim jesteśmy. Decydując się na udział w programie podejrzewaliśmy, że tak może być. Założyliśmy sobie jednak, że postawimy granicę, której nie damy nikomu przekroczyć. To rodzina. Pokazujemy siebie, ale z zawodowego punktu widzenia, nie prywatnie. Do środka naszej rodziny telewizja wstępu nie ma.
Renata: Czy wpłynął? Tak i to bardzo! Dzięki udziałowi w programie znają nas prawie wszyscy ludzie z branży. Pracownicy firm transportowych, koledzy i koleżanki po fachu, logistycy, spedytorzy, a nawet policjanci czy pracownicy Służby Celnej. Bez kozery możemy powiedzieć, że gdziekolwiek się pojawimy – nie tylko w Polsce, ale i na europejskich szlakach – zawsze znajdzie się ktoś, kto nas rozpozna, podejdzie, porozmawia. To akurat bardzo przyjemna strona popularności.
Paweł: Jazda po Polsce nie należy do trudnych, aczkolwiek kłamstwem byłoby stwierdzenie, że to łatwy kawałek chleba. My osobiście wolimy europejskie kierunki. Niezbyt często zdarza nam się jeździć po kraju, właściwie oblatujemy tu tylko załadunki i rozładunki z i do Europy.
Renata: Hmmm, kiedyś byliśmy truckiem pod samym sanktuarium w Fatimie, to było naprawdę piękne uczucie. W sumie jest wiele kierunków, do których chcielibyśmy pojechać – na pewno Afryka, to byłaby fascynująca podróż. Gdzie jeszcze? Mongolia też byłaby wyzwaniem. No i oczywiście Ameryka. Wiele jeszcze mamy do odkrycia.
Renata: Wszystko robimy dla rodziny, chcemy, aby nasi najbliżsi wykorzystali to, co udało nam się osiągnąć dla nich: zapewnić im dobry start w dorosłe życie, bo właśnie powoli w nie wchodzą. Bez dwóch zdań, to właśnie jest nasze największe marzenie – szczęście naszej rodziny.
Źródło: Inter Cars