Wyścig 24h Le Mans, to jedno z wydarzeń motorsportowych, na które czeka się najbardziej w ciągu roku. Jest kultowy i znany na całym świecie. Razem z Indianapolis 500 i Grand Prix Monako Formuły 1 wchodzi w skład Potrójnej Korony Sportów Motorowych, którą jak dotąd zdobył tylko jeden kierowca w historii (Graham Hill) i dwóch producentów samochodowych (McLaren i Mercedes-Benz). Co roku gromadzi rzesze kibiców na teren Circuit de la Sarthe, jak i przed telewizorami. Nie inaczej było w miniony weekend.
Tegoroczna edycja była 91. w historii, ale to podczas niej kultowy maraton świętował swoje 100-lecie, ponieważ pierwszy raz odbył się on w dniach 26-27 maja 1923 r. Jak nietrudno policzyć, nie zorganizowano go tylko 9 razy w historii – w roku 1936 oraz w latach 1940-1947. Jak przy każdym jubileuszu miało być wyjątkowo. Z tej okazji listę startową stanowiły 62 trzyosobowe załogi, w tym zespół Garage 56, który wystartował zmodyfikowanym Chevroletem Camaro ZL1 w specyfikacji NASCAR. Nie brakowało też atrakcji poza wyścigowych dla kibiców, o które zadbała m.in. marka Brembo. Jednak to spektakl na ponad 13,5-kilometrowej pętli dostarczył najwięcej wrażeń.
W ostatnich latach, zarówno w Le Mans, jak i całej serii FIA WEC w najwyższej klasie dominowały załogi Toyota Gazoo Racing, co wielu fanów motorsportu mogło zniechęcić do śledzenia mistrzostw. Początek obecnego sezonu również budował takie nastroje przez kolejne wygrane Toyoty w Sebring, Algarve i Spa. Jednak tym razem japońskie maszyny i ich załogi nie były tak skuteczne jak dotąd na dystansie wyścigowym.
Pewne wiatry zmian dało się zauważyć podczas kwalifikacji do każdej z tegorocznych rund WEC, gdzie bardzo dobrze spisywały się Hypercary opracowane przez Ferrari, które po wielu latach przerwy zdecydowało się powrócić do najwyższej klasy Mistrzostw Świata w Wyścigach Długodystansowych. Jednak dobre tempo na pojedynczym okrążeniu nie daje pucharów w mistrzostwach, tylko najlepsza pozycja na mecie. Patrząc na wyniki włoskiego zespołu w WEC, nietrudno było o negatywne skojarzenia z osiągnięciami Scuderii w minionym sezonie F1, gdzie dobre wyniki zaprzepaszczały złe decyzje strategiczne. Tak też się działo na początku tego sezonu w WEC. Chociaż Ferrari zdobyło dublet w kwalifikacjach do Le Mans, to nie brakowało sceptyków, którzy uważali, że I miejsca nie dowiozą do mety. Jednak zarówno historia wyścigu, jak i tegoroczna edycja pokazały, że jednym z jego mott jest: „Expect the unexpected”.
Niedługo po starcie wydawało się, że załogi Toyoty wyprzedzą oba Ferrari i dowiozą dobry wynik do końca. Tak się jednak nie stało. Najpierw ulewny deszcz, a potem nocna część wyścigu mocno wpłynęły na przebieg francuskiego klasyka. W nocy Toyota #7 pożegnała się z rywalizacją w wyniku zderzenia z rywalami z niższych klas, przez co Toyota #8 musiała jechać uważniej i wystrzegać się błędów, żeby dowieźć dobry wynik do mety. Gorąco zrobiło się na blisko 5,5 godziny przed metą, kiedy przez wydłużony postój w boksie, spowodowany problemami z zapłonem, Ferrari #51 wróciło na tor za Toyotą #8 i tam podjęło walkę o odzyskanie prowadzenia, co się ostatecznie udało.
Załoga Ferrari #51 (Alessandro Pier Guidi/James Calado/Antonio Giovinazzi) utrzymała prowadzenie do samego końca, co dało pierwszą wygraną dla włoskiej ekipy w klasyfikacji generalnej Le Mans od roku 1965 i pierwszą w tym sezonie WEC. Podium uzupełniły załogi Toyoty #8 (Sébastien Buemi/Brendon Hartley/ Ryō Hirakawa) i Cadillaca #2 (Earl Bamber/Alex Lynn/Richard Westbrook).
Nas Polaków oczywiście najbardziej interesowała klasa LMP2, w której startował Robert Kubica, a także Kuba Śmiechowski w barwach polskiego zespołu Inter Europol Competition. Krakowianin, który ma w swoim dorobku podia w Formule 1 i wygrane w WRC był raczej faworytem do dobrego wyniku w Le Mans. 2 lata temu był blisko wygranej w klasie LMP2, jednak awaria samochodu na ostatnim okrążeniu mu to uniemożliwiła. Tym razem miało być inaczej i z belgijskim zespołem WRT był dobrze przygotowany do startu. Znak zapytania stanowili „Turbo Piekarze” z Inter Europol Competition, którzy w WEC byli dotąd raczej średniakiem z ambicjami i coraz lepszą organizacją, ale niekoniecznie z sukcesami. Po tym weekendzie możemy mówić jednak o zmianie na lepsze.
Gorąco zaczęło się robić już w nocy, kiedy załogi IEC #34 i WRT #41 zajmowały dwie czołowe pozycje i polscy kibice zaczęli zaciskać kciuki, ale zarazem dzielić się na obozy w mediach społecznościowych. Finalnie możemy być dumni, bo na dwóch najwyższych stopniach podium stanęło dwóch Polaków, a pierwsze miejsce zajęła załoga polskiego zespołu, dzięki czemu po raz pierwszy po wyścigu 24h Le Mans mogliśmy usłyszeć Mazurka Dąbrowskiego. Skład podium w klasie LMP2 był następujący:
Może to być dobry prognostyk na resztę sezonu WEC dla polskich zawodników i załóg, ale jednocześnie dodatkowej presji. Po wyścigu w Le Mans załoga #34 ICE zajmuje II miejsce w klasyfikacji generalnej WEC klasy LMP2 z 90 punktami, a na prowadzeniu jest zespół #41 WRT, który ma tylko 4 punkty więcej. Załoga #22 United Autosports zajmująca III miejsce w generalce ma ich 74. Polskich kibiców może więc czekać do końca sezonu duży orzech do zgryzienia kogo wspierać, choć patrząc obiektywnie najlepiej byłoby zakończyć go z polskim dubletem bez względu na kolejność. Kolejny etap to runda na Monzy.
W klasie GTE Am tak, jak w LMP2 dużo się działo. Początkowo załoga Corvette Racing uciekła rywalom, ale wieczorem spotkały ją kłopoty techniczne, przez co część rywalizacji spędziła w garażu. Po pewnym czasie wróciła na tor, co już było sukcesem, bo w tej klasie jedynie 9 załóg z 21 ukończyło zmagania.
Odpadły m.in. wszystkie trzy załogi Proton Competition z aktorem Michaelem Fassbenderem w składzie. Podobnie dwie z trzech załóg AF Corse. Większość załóg klasy GTE Am wyeliminował etap deszczowy i na przesychającej nawierzchni. Duże nadzieje na dobry wynik miał zespół Iron Dames, któremu dopiero pod koniec przepadły szanse na podium w Le Mans.
Klasa LMGTE AM miała więc TOP3 w następującym składzie:
10
Dzięki wygranej w 24-godzinnym wyścigu Le Mans Centenary, Ferrari AF Corse ma teraz 10 zwycięstw w tym francuskim klasyku wytrzymałościowym. Włoska marka zajmuje trzecie miejsce na liście producentów, za Porsche (19 zwycięstw) i Audi (13 zwycięstw).
4659,40
To liczba kilometrów przejechanych przez zwycięskie Ferrari 499P ze średnią prędkością 194,1 km/h. To równa się 342 okrążeniom, o 38 mniej niż w 2022 roku.
3:26,984
To najszybsze okrążenie wyścigu. Przejechał je Antonio Fuocco z Ferrari AF Corse w #50 Ferrari 499P na okrążeniu 306.
35
Tyle razy zmieniał się lider w klasyfikacji generalnej podczas wyścigu. Toyota GR010 Hybrid #8, Ferrari 499P #50 i #51, Cadillac V-Series.R #2, Peugeot 9X8 #94 oraz Porsche 963 #5, #75 i #38 – wszystkie kolejno prowadziły.
347,8 km/h
Była to najwyższa prędkość maksymalna zarejestrowana w tegorocznym wyścigu. Ponownie osiągnęło to Ferrari AF Corse #50 Ferrari 499P. Została ona osiągnięta na 279. okrążeniu przez Miguela Molinę.
W pozostałych klasach wyglądało to następująco:
22
To liczba samochodów zmuszonych do wcześniejszego wycofania się z wyścigu. W 2022 roku osiem samochodów nie ukończyło wyścigu, w porównaniu do 15 w 2021, 10 w 2020, 11 w 2019 i 16 w 2018.
325 000
To liczba widzów obecnych na torze, co oznacza rekordową frekwencję na stulecie wyścigu.
Najbliższy 24-godzinny wyścig Le Mans odbędzie się w dniach 15-16 czerwca 2024 r. Będzie to 92. edycja wyścigu. Z kolei najbliższa runda FIA WEC, czyli 6-godzinny wyścig na torze Monza, odbędzie się w dniach 7-9 lipca br.
Zdjęcie główne: Inter Europol Competiton