Kwestia pożarów aut elektrycznych budzi sporo emocji w mediach i w codziennych rozmowach, na przykład na internetowych grupach mieszkańców osiedli. Pomysł zamontowania choćby jednej ładowarki w garażu podziemnym spotyka się z gwałtownym sprzeciwem, a podstawowy argument brzmi: samochody elektryczne łatwo się palą, a potem trudno je ugasić, więc płomienie mogą uszkodzić konstrukcję budynku. Tezę o rzekomej podatności na pożary łatwo obalić. Statystyki cytowane przez portal Autokult pokazują jasno – w 2022 roku odnotowano zaledwie 10 pożarów aut elektrycznych w Polsce. Dla porównania, w przypadku samochodów spalinowych mówimy o 8333 pożarach. Oczywiście, samochodów spalinowych na ulicach jest o wiele więcej – aż 20 milionów, podczas gdy flota aut EV to ok. 30 tysięcy pojazdów. Współczynnik, w przeliczeniu na sto aut, w przypadku samochodu elektrycznego wynosi 0,03, a spalinowego – 0,04.
Scenariusz, według którego dochodzi do trudnego do ugaszenia pożaru akumulatorów, jest wyjątkowo mało prawdopodobny. Auto elektryczne może palić się również z tych samych powodów, co palące się o wiele częściej auta spalinowe. Jeśli już dochodzi do tego typu zdarzeń, często ogniem są objęte takie elementy jak np. tapicerka, a płomienie nie dochodzą do akumulatorów. Powody mogą być różne, ale najczęściej samochód EV zajmuje się ogniem od przedmiotów zewnętrznych (czyli pali się np. inne auto obok, śmietnik czy budynek), płonie w wyniku podpalenia albo ze względu na zaprószenie ognia wewnątrz, np. z powodu rzucenia niedopałka. Nie ma w nim benzyny ani oleju, czyli potencjalnie łatwopalnych elementów.
Jeśli ogień uda się opanować, zanim dotrze do baterii, sytuacja nie sprawia strażakom trudności. Gaszenie baterii rzeczywiście jest bardziej skomplikowane i dłuższe. Średni czas działań gaśniczych przy pożarach pojazdów elektrycznych wyniósł ok. 1,5 godziny. Czas trwania pożaru Tesli z 27 grudnia 2022 roku wyniósł 4 godziny i 34 minuty. Najdłuższy pożar z dnia 10 września 2021 roku trwał 9 godzin i 16 minut.
Jak gasi się auto EV? Pożarów samochodów elektrycznych nie gasi się za pomocą strumieni tzw. piany ciężkiej oraz średniej. Przy niewielkim pożarze wystarczy gaśnica proszkowa lub pianowa. Przy większym, rozwiniętym, potrzeba wody, piany sprężonej i proszku gaśniczego. Dobrym sposobem jest zanurzenie auta w wypełnionym wodą kontenerze gaśniczym. Jak to wygląda w praktyce? Elektromobilni.pl zapytali o to przedstawicieli straży pożarnej, która brała udział w podobnej akcji.
Zaczęło się od niewielkiego zadymienia w rejonie podłogi. Gdy w piątkowy poranek w kwietniu 2021 roku straż pożarna w niemieckim Alpen została wezwana do pożaru białego BMW i3, początkowo gaszenie przeprowadzano tradycyjne, za pomocą węża. Nie przynosiło to jednak efektów. Kolejne fragmenty akumulatora stawały w płomieniach, zarządzono więc ewakuację pobliskich biur i sklepów. Samochód nalężący do burmistrza i stojący pod miejskim ratuszem palił się na tyle, że strażacy z Alpen poprosili o pomoc kolegów z pobliskiego Duisburga. Jednostka z większego miasta dysponowała czymś, czego straż z Alpen nie posiadała. Chodzi o kontener gaśniczy.
Jak po tej pory mieliśmy tylko jedną operację z udziałem płonącego samochodu elektrycznego. W tym czasie nie mieliśmy jeszcze własnych kontenerów – powiedział mi Marc Vinschen z straży pożarnej w Alpen – W tamtym czasie z naszego punktu widzenia była to jedyna możliwość skutecznego ugaszenia pożaru pojazdu i przetransportowania go. Jednak wynikało to również z zaistniałej sytuacji, gdyż pojazd był zaparkowany między budynkami w centrum miasta. Na otwartej przestrzeni z pewnością przyjęto by inne podejście – dodał.
Po przyjeździe straży z Duisburga, BMW i3 burmistrza zostało wrzucone do kontenera. Wcześniej wyłączono – za pomocą wyłącznika w aucie – układ wysokiego napięcia. Rozwój pożaru i temperaturę poszczególnych elementów wozu śledzono kamerą termowizyjną. Auto spędziło w wodzie 72 godziny, czyli tyle czasu, ile się zaleca, by zdusić ogień. Pożar udało się ugasić.
Tego typu urządzenia zwykle wymagają do obsługi pojazdu z dźwigiem i drugiego, który zaopatrzy kontener w wodę. Zdarzają się też zestawy „połączone”, z wysięgnikiem, pompami i zbiornikiem na 8 tysięcy litrów wody – jak ten o nazwie Gladiator produkowany przez firmę Fliegl.
Ile czasu zajmuje gaszenie pożaru pojazdu na prąd?
Czas potrzebny do ugaszenia płonącego pojazdu elektrycznego jest bardzo różny. Jeśli pożar nie ma wpływu na akumulator, zwykle zajmuje to tyle samo czasu, co w przypadku konwencjonalnego pojazdu. Jeśli jednak akumulator się pali, czas gaszenia znacznie się wydłuża – mówi Marc Vinschen.
Zapytany o to, czy jego jednostka rozważała skorzystanie z innych sprzętów, które mogą pomóc przy tłumieniu pożaru „elektryka” – takich jak koc gaśniczy wytrzymujący temperatury nawet przekraczające 1600°C .
Do tej pory nie korzystaliśmy z takich sprzętów, ale koc gaśniczy został nam niedawno zademonstrowany. Nie zdecydowaliśmy jeszcze, czy chcemy go zakupić – powiedział.
Elektromobilni.pl dopytali jeszcze, jak zdaniem specjalistów należy gasić elektryczne pojazdy ciężarowe.
W przypadku płonących ciężarówek procedura jest podobna – tyle że baterie są większe. W przypadku pożaru potrzeba odpowiednio więcej wody i czasu do gaszenia – powiedział przedstawiciel straży w Alpen.
Kontener gaśniczy ma swoje niezaprzeczalne zalety. Nie każda jednostka strażacka może jednak posiadać tego typu sprzęt. W Polsce są dziś zaledwie trzy kontenery do gaszenia elektryków. Kontener jest duży, skomplikowany w transporcie i tego typu operacja wymaga zaangażowania sporych sił i czasu. Istnieje możliwość szybkiego stłumienia ognia w akumulatorach – tyle że wymaga odpowiednich rozwiązań wprowadzanych na etapie projektowania samochodu. Mowa o systemie dostępu, znanym jako Fireman Access i wprowadzony przez Renault w ich modelach elektrycznych. Elektromobilni.pl porozmawiali o tym z Andrzejem Gemrą, zastępcą Dyrektora Renault Terytorium East ds. efektywności i rozwoju nowych projektów. W zakres jego obowiązków wchodzi m.in. promocja elektromobilności, bierze także udział w szkoleniach dla strażaków, na których uczy, jak korzystać z tego typu rozwiązań.
Akumulator zapala się ze względu na temperaturę, która rośnie powyżej pewnej granicy. Wtedy system BMS kontrolujący poszczególne moduły nie jest w stanie zapobiec ogniowi. Pożar odbywa się bez dostępu powietrza, można lać piane, ale jest to mało skuteczne. Płonący akumulator trakcyjny trzeba schłodzić – powiedział Andrzej Gemra.
Dodaje, że najlepiej zrobić to wodą. Wbrew pozorom, bo wiele osób się dziwi, że to przecież urządzenie elektryczne, a polewa się je wodą. To jednak najlepszy sposób.
By gaszenie było skuteczne, woda musi szybko trafić do środka akumulatora, gdzie zwykle jest trochę wolnego miejsca. W większości przypadków, strażacy leją wodę po obudowie baterii – licząc, że pewna jej ilość trafi do wnętrza. To powolny i mało skuteczny proces. Auto elektryczne pali się jasnym, niemal białym płomieniem, ze względu na wysoką temperaturę pożaru. Rozwiązaniem jest skorzystanie ze wspomnianego kontenera gaśniczego, ale wtedy do wspomnianych problemów dochodzi jeszcze kwestia tego, co później powinno się zrobić z zanieczyszczoną wodą. Będzie skażona substancjami wydobywającymi się z samochodu i z akumulatora.
Najlepszym wyjściem jest skorzystanie z kanałów dostępu Fireman Access. Dzięki nim woda może być wtłoczona prosto do palącego się miejsca błyskawicznie, dzięki czemu akumulator się schłodzi. Całe gaszenie pożaru zamiast kilkudziesięciu minut czy kilku godzin, zajmuje tylko kilka minut.
Fireman Access można znaleźć w autach elektrycznych Renault. Jak strażacy mają poznać, czy dany samochód jest wyposażony w takie rozwiązanie? Służą do tego karty ratownicze, czyli szczegółowe opisy samochodu pod kątem jego konstrukcji, instalacji elektrycznej czy lokalizacji przewodów wysokiego napięcia. Strażacy po ich przejrzeniu mogą wiedzieć, jakie rozwiązania zastosowano w autach i np. gdzie mogą ciąć karoserię, a gdzie lepiej tego unikać. Co ważne, Renault stosuje w swoich samochodach też kody QR, które strażacy czy kierownicy akcji mogą szybko zeskanować i w ten sposób dowiedzieć się, z jakim samochodem mają do czynienia.
To szczególnie ważne obecnie, gdy na rynku jest wiele modeli, które wyglądają tak samo w wersji elektrycznej, hybrydowej czy spalinowej – podkreślił Gemra.
W przypadku braku kanałów dostępu, strażacy miewają zalecenia, by przy użyciu odpowiedniego sprzętu, np. nożyc, rozcinać karoserię auta i tworzyć specjalne otwory gaśnicze w akumulatorach. To jednak trwa. Dlaczego pozostali producenci nie stosują podobnych rozwiązań co Renault? To nie jest kwestia patentów i praw.
Fireman Access jest opatentowany, ale inni producenci mogą korzystać z tego rozwiązania i stosować je u siebie. Nie zabraniamy tego, nie muszą płacić – mówi Andrzej Gemra.
Dodaje, że wprowadzenie takiej „pomocy” dla strażaków nie jest drogie i nie zwiększa kosztów budowy auta – pod warunkiem, że pomyśli się o nim na etapie projektowania platformy. Późniejsze ewentualne dostosowanie gotowego samochodu byłoby kosztowne.
Czy kanały pozwalające na skuteczne schładzanie modułów akumulatorów trakcyjnych to przyszłość gaszenia „elektryków”? Bardzo możliwe, o ile rozwiązanie się upowszechni. Koce gaśnicze i kontenery z pewnością też będą robiły „karierę”. Przede wszystkim warto jednak pamiętać, że pożary aut EV wcale nie zdarzają się częściej od pożarów modeli spalinowych (a nawet wręcz przeciwnie), a gdy już pojazd tego typu stanie w płomieniach, jego gaszenie nie musi być trudniejsze – bo w większości przypadków ogień nie dojdzie do akumulatora. Nie warto popadać w panikę.
Wierzę, że jesteśmy odpowiednio przeszkoleni i przygotowani na elektryczną przyszłość motoryzacji – powiedział mi na zakończenie niemiecki strażak.
O bezpieczeństwie przeciwpożarowym pojazdów elektrycznych można przeczytać TUTAJ.
Źródło: Elektromobilni.pl