Żużel jest naszym motorsportem narodowym. Mamy niemałe tradycje w rajdach samochodowych. Drift z każdym rokiem zyskuje nad Wisłą coraz większą rzeszę fanów. Z kolei Formuła 1, mimo braku polskiego kierowcy w stawce, wciąż cieszy się bardzo dużą popularnością. Jedynie pierwsze trzy dyscypliny z tej listy możemy bez większych trudności oglądać na żywo u siebie. Z „Królową Motorsportu” na naszym torze raczej jeszcze długo nie będziemy mieli do czynienia. Niejako „domowym” wyścigiem w tym czempionacie wciąż pozostanie przez jakiś czas Grand Prix Węgier na Hungaroringu. Mimo to, bolidy F1 co jakiś czas u nas goszczą, czy to statycznie, czy dynamicznie. W tej drugiej kategorii gościł u nas w tym tygodniu bolid RB7 zespołu Red Bull Racing, od poniedziałku na drogach Wrocławia, a w czwartek na Stadionie Olimpijskim, gdzie odbył się Red Bull Speed Ways.
Inicjatorem tego unikatowego eventu był polski żużlowiec, Maciej „Magic” Janowski, który na co dzień reprezentuje barwy klubu WTS Sparta Wrocław, a na swoim koncie ma już masę zdobytych medali w barwach reprezentacji Polski, zarówno drużynowych, jak i indywidualnych. Należą do nich m.in. Drużynowe Mistrzostwo Europy juniorów (2009, 2010), Drużynowe Mistrzostwo Świata juniorów (2008, 2009, 2012), Indywidualne Mistrzostwo Świata juniorów (2011), Drużynowe Mistrzostwo Europy (2022) oraz Drużynowe Mistrzostwo Świata (2013, 2017, 2023).
Celem wydarzenia był pokazowy challenge między motocyklem żużlowym, rajdówką, profesjonalnym driftowozem i bolidem F1. Kto kupił na to bilety, nie pożałował. Za kierownicami tych maszyn siedli wyjątkowi sportowcy spod znaku Red Bulla. Byli to:
Nie zabrakło także Łukasza Czepieli, który swoimi akrobacjami samolotowymi, jeszcze bardziej uświetnił całe show.
Poranek na Błoniach Stadionu Olimpijskiego we Wrocławiu zapowiadał się spokojnie. Główną biletowaną część Red Bull Speed Ways poprzedził Preshow, na który wstęp miał każdy. Odbywał się w godzinach 12:00-15:30. W jego trakcie można było m.in. sprawdzić swoje umiejętności w Pit Stop Challange, przejechać się na symulatorach Logitecha, wziąć udział w różnych grach i zabawach organizowanych przez Vartę, Garmin czy Red Bull Mobile. Była też szansa na zakupienie gadżetów Red Bull Racing, a także obejrzenia z bliska dwóch bolidów i ciężarówki tegoż zespołu. W zależności od preferencji można było też na ciepło lub na zimno coś zjeść lub czegoś się napić.
W tej części eventu najważniejsze były jednak dwie części:
W obu przypadkach było bardzo gęsto od kibiców i nie każdy miał łatwo o dostęp do tych atrakcji.
Preshow Runy na Błoniach Olimpijskiego angażowały niemal wszystkie zmysły zgromadzonych fanów motorsportu. Tu jeszcze nie widzieliśmy motocykli żużlowych w akcji, ale pojawił się bolid Formuły Student opracowany przez członków zespołu PWR Racing Team z Politechniki Wrocławskiej. Zarówno on, jak i rajdowe Polo R5, „Diabeł” i RB7 pokonywały prosty odcinek z dwoma nawrotami. Kibice oglądali wszystkie te maszyny z za barierek.
Z zapartym tchem wszyscy najbardziej czekali, żeby zobaczyć w ruchu, jak i usłyszeć bolid F1 wyposażony w silnik V8. Nie zawiedli się, zarówno organizatorzy, jak i sam David Coulthard byli dobrze przygotowani i dali show. Warkot silnika podczas nawrotów, zarówno podnosił adrenalinę, jak i powodował bóle uszu u osób nieprzystosowanych lub nieprzygotowanych na taką ilość decybeli, która przez dekady była jednym z argumentów, dla których kibice śledzili Jedynkę. Obecne turbodoładowane hybrydowe V6-tki nie zapewniają już takich emocji purystom F1.
Przerwy między Preshow Runami również dostarczały emocji, ponieważ tego dnia pogoda była bardzo w kratkę. Od skwaru na pełnym słońcu do ulewnego deszczu z potężnymi grzmotami piorunów. I tak na przemian. Mimo to, nikt nie myślał o ewakuowaniu się z obiektu do domu.
O godzinie 17:00 rozpoczęła się główna część wydarzenia, czyli konkurencje na torze żużlowym Stadionu Olimpijskiego we Wrocławiu. Bilety na to wyprzedały się bez trudu i zgromadziły na trybunach ponad 12 tys. kibiców głodnych wielkich emocji.
Wszystko rozpoczęło się od pokazowego lądowania Łukasza Czepieli samolotem Carbon Cub na murawie stadionowej. Robione były 2 podejścia. Po wylądowaniu i zatrzymaniu samolotu przeszliśmy do konkretów.
Na początek mieliśmy pokazowy wyścig żużlowy między naszymi motocyklistami wspieranymi przez Red Bulla. Dla niektórych mógł być to pierwszy oglądany na żywo mecz żużlowy w życiu, choć tym razem chodziło o zabawę, a nie o punkty i trofea.
W pierwszej próbie „Magic” mierzył się z Adamem Małyszem w konkurencji na przyspieszenie. Dla Orła z Wisły była to pierwsza jazda za kierownicą rajdówki R5 i mimo przegranych dwóch prób z Janowskim, jego wyniki były gorsze jedynie o dziesiąte części sekundy.
„Od ośmiu lat nie siedziałem w samochodzie rajdowym, więc to było coś wspaniałego. Oczywiście na początku był stresik, finalnie wyszło bardzo fajnie. Jestem bardzo zadowolony, że miałem okazję nie tylko ścigać się tutaj z „Magicem”, ale też wsiąść za kierownicę takiego samochodu” – powiedział Adam Małysz.
Kolejnym rywalem Janowskiego był Kuba Przygoński. W tym przypadku chodziło o jazdę na precyzję. Na łuku toru były wyznaczone strefy, przez które obaj zawodnicy mieli przejechać w jak najlepszym stylu. Tym razem gospodarz eventu musiał uznać wyższość driftowozu i umiejętności jego kierowcy.
Na koniec najważniejszy challenge, czyli motocykl żużlowy vs. bolid F1. Do tej konkurencji model RB7 musiał być specjalnie przygotowany. M.in. podniesiono jego zawieszenie i założono specjalne opony, aby ułatwić mu poruszanie się po nienaturalnej dla niego nawierzchni.
Ostatnia konkurencja była na szybkość i dochodzenie. Zawodnicy wystartowali w swoich pojazdach po przeciwległych stronach toru. Zwycięzcą miał zostać ten, kto szybciej pokona 4 okrążenia toru lub pierwszy dogoni rywala. Wynik był dość oczywisty już przed startem, bo chociaż na prostych bolid F1 może być szybszy, to przy jeździe po łukach nie jest on przystosowany do „latania bokiem” jak motocykl żużlowy. Wygrał oczywiście „Magic”, ale zaraz potem DC wyszedł z ciekawą propozycją, aby powtórzyć wyzwanie, ale tym razem mieli jechać w przeciwnym kierunku, tj. skręcając w prawo na łukach. Maciek przyjął wyzwanie.
Drugi przejazd był już bardziej wyrównany, bo „Magic” musiał inaczej operować motocyklem niż był do tego przyzwyczajony i nie doganiał już tak szybko Szkota w bolidzie Red Bulla jak wcześniej. Wynik tej próby nie był już tak bardzo ważny, bo samo show skradło serca kibiców.
Po obu biegach Coulthard stwierdził, że to wyzwanie było dla niego czymś zupełnie nowym:
„Największym wyzwaniem była jazda ze stosunkowo niewielką prędkością na nawierzchni żużlowej. Zwykle jeździmy szybko na asfalcie, co oznacza sporo docisku oraz przyczepności. Tutaj mieliśmy całkowicie inne środowisko, więc trzeba było się dostosować. To całkowicie wyjątkowe doświadczenie” – podsumował Coulthard.
Zarówno kibice, jak i zawodnicy mogli czuć się zwycięzcami, bo atmosfera całego wydarzenia udzieliła się każdemu bez wyjątku. Sam Janowski mógł czuć się dumny, że wyszedł z inicjatywą organizacji Red Bull Speed Ways.
„To było niesamowite wydarzenie! Jestem ogromnie szczęśliwy, że mieliśmy okazję zorganizować Red Bull Speed Ways właśnie we Wrocławiu, na moim domowym torze, w moim mieście. Jak to jest czuć oddech Formuły 1 na karku? To nowe doświadczenie, tym bardziej, że nie mam lusterek, więc cały czas zerkałem za plecy, czy rywal mnie nie dogania. Powiem krótko: było wspaniale!” – powiedział Maciej Janowski.
Imprezę zamknął uroczysty przejazd dookoła toru Olimpijskiego przez jej uczestników. Przewodził, ku zaskoczeniu zgromadzonych, Łukasz Czepiela w swoim samolocie. Po wykonaniu rundy honorowej, wykręceniu kilku „bączków” na murawie wykonał widowiskowy start i odleciał, niemal natychmiast układając Carbon Cuba prostopadle do powierzchni ziemi.
Wydarzenia na wrocławskim Stadionie Olimpijskim pokazały jasno: jest zapotrzebowanie w Polsce na motorsport na najwyższym światowym poziomie, bez względu na dyscyplinę. Nie brakowało kibiców, influencerów i mediów, którzy chcą to oglądać i o tym mówić. Imprez tego rodzaju nad Wisłą przybywa, popyt nie spada, a wręcz odwrotnie. Co będzie następne? Nie wiadomo, ale może do czasu Grand Prix Polski Formuły 1 poprzeczka jest zawieszona wyjątkowo wysoko, po tym jak wyglądał majowy czwartek we Wrocławiu.
Zdjęcie główne: Marcin Kin/Red Bull Content Pool
Chcesz być na bieżąco z naszymi informacjami?