Jak wynika z raportu EMIS Poland Automotive Sector Report 2022–2023, w 2020 r. wartość dodana brutto polskiego sektora motoryzacyjnego wraz ze współpracującymi z nim branżami wyniosła 3,4% PKB kraju, co oznacza, że była to druga co do wielkości gałąź produkcji. Według GUS motoryzacja stanowiła wtedy 10% przetwórstwa przemysłowego Polski i 12% jego eksportu.
Wszystko wyglądało bardzo dobrze do lutego 2020 r. – mówi Aneta Mielewczyk, prezes zarządu spółki Waltoria – Były plany rozwoju i inwestycji i nagle wszystko nie tyle zwolniło, ile wręcz zatrzymało się w miejscu. Pandemia koronawirusa w sektorze motoryzacyjnym objawiła się zakłóceniami łańcuchów dostaw i problemami z dostępnością materiałów potrzebnych do produkcji aut. Nie tylko zresztą chipów, o których rozpisywały się media na całym świecie – przekonuje.
Tylko w pierwszych dziewięciu miesiącach 2020 r. produkcja pojazdów silnikowych na europejskich rynkach wschodzących spadła o 23%. W 2021 r. Europa była najsłabszym rynkiem świata w sektorze automotive. Po słabym początku 2022 r. rynek spodziewał się, że nastąpi stopniowe odbicie sprzedaży i produkcji – i wtedy Rosja rozpętała wojnę. Do już znanych problemów z dostępnością półprzewodników i niezbędnego do ich produkcji neonu doszły jeszcze zagrożenia związane z dostępnością palladu (wykorzystywanego do produkcji katalizatorów) oraz aluminium i stali, których produkcja przy dramatycznie rosnących cenach energii i zapowiadanych ograniczeniach w dostawach błękitnego paliwa dla przemysłu stanie pod znakiem zapytania.
Lista surowców do produkcji jest zdecydowanie dłuższa, podobnie jak lista gotowych produktów. Już dziś zakup wielu części do samochodów wiąże się z wielotygodniowym oczekiwaniem. W konsekwencji coraz dłużej czeka się na nowe samochody i coraz trudniej o używane. Do tego ceny jednych i drugich szybko rosną – zauważa Aneta Mielewczyk.
Według danych, które możemy znaleźć na branżowych portalach motoryzacyjnych, import aut używanych do Polski w I kwartale 2022 r. w porównaniu z rokiem 2021 zmalał aż o 30%, i to wszystko przy zwiększonym popycie, spowodowanym mniejszą dostępnością nowych samochodów. Zgodnie z danymi w czerwcu 2022 r. w krajach Unii Europejskiej zarejestrowano tylko 886,5 tys. nowych aut, co było wynikiem najgorszym od 26 lat. Dziś rynek pojazdów boryka się nie tylko z opóźnieniami w produkcji, ale również z zauważalnym ograniczeniem oferty.
Dostępność samochodów, także tych używanych (ale wymagających naprawy), można byłoby zwiększyć, gdyby dokładnie przeczesać magazyny, w których czasem naprawdę znajdują się skarby. Części, które kilka lat temu odłożono na zaplecze – z przekonaniem, że w czasach boomu lat 2015–2018 nikt przecież nie będzie naprawiał starych samochodów, skoro producenci nowych prześcigają się w promocjach na nowe pojazdy – przypomina prezes Mielewczyk.
Waltoria znalazła sposób na ich wprowadzenie do obrotu handlowego. Kluczem do sukcesu ma być specjalistyczna platforma sprzedażowa, od kilku dni umożliwiająca firmom produkcyjnym sprzedaż nadwyżek magazynowych i zapasów surowców podstawowych, które nie rotują, a mogłyby zostać ponownie użyte do produkcji przez inne przedsiębiorstwa.
W sektorze metalowym problem ten może dotyczyć ok. 90 tys. polskich firm, które zajmują się handlem stalą i jej obróbką, podobnie jak ok. 8000 przedsiębiorstw z sektora tworzyw sztucznych i kilkunastu tysięcy firm związanych z szeroko rozumianą chemią przemysłową i gospodarczą. Jeśli jeszcze weźmiemy pod uwagę, że w Polsce produkcją i dystrybucją smarów i olejów zajmuje się kolejnych kilkanaście tysięcy podmiotów, a każdy z nich dysponuje magazynem, to skala zgromadzonych towarów, surowców i półproduktów może już przyprawić o ból głowy. Nie tylko logistyków, ale także księgowych.
Według szacunkowych danych w różnych magazynach w skali kraju zamrożone są setki milionów złotych, które w skali Europy zmieniają się w miliardy euro – twierdzi Aneta Mielewczyk.
Nie ulega wątpliwości, że bez względu na obszar prowadzonej działalności przedsiębiorstwa muszą gromadzić zapasy. W przypadku firm handlowych mówimy o gotowych artykułach, z kolei w przypadku firm produkcyjnych obok najpopularniejszych wyrobów niezbędne jest posiadanie także zapasu części, półproduktów i surowców do ich wykonania. Od 2020 r. przemysł i handel funkcjonują w rzeczywistości narastającej niestabilności popytu i podaży. Stąd też w wielu branżach zaczęły pojawiać się nieobserwowane w minionych latach poziomy zapasów.
Pamiętam, jak raz usłyszeliśmy, że ktoś po całym wybrzeżu szuka dosłownie puszki specyficznej farby. Zabrakło im do projektu, który finalnie rozrósł się, a sprowadzenie od producenta wiązało się przynajmniej z kilkunastotygodniowym oczekiwaniem i koniecznością zamówienia kilkunastu litrów. Nawet nie od razu przyszło nam do głowy, że mamy taką farbę – wspomina A. Mielewczyk – Po paru dniach ktoś sobie przypomniał, że przecież kupiliśmy ją jakiś czas temu. Dogadaliśmy się z szukającym – choć to prawie że konkurent – i sprzedaliśmy dosłownie w ostatniej chwili. Dwa miesiące później upływała data przydatności do użycia. Odblokowaliśmy nie tylko półkę, ale i kilka tysięcy złotych – bo ta firma kupiła od nas całość naszych zapasów. Chyba wtedy po raz pierwszy pomyślałam: „A dlaczego nie robić tego na większą skalę?” – zastanawia się A. Mielewczyk.
Kiedy gospodarka funkcjonuje normalnie, również zapasy rotują w sposób niezagrażający bieżącej kondycji przedsiębiorstwa.
Ale rzeczywistość gospodarcza daleka jest od stabilności i przewidywalności. Zauważamy, że wyznacznikiem odpowiedzialnego podejścia jest ostrożność. Bez dwóch zdań to następstwo rosnącej w skali globalnej inflacji, bardzo szybko powiększających się kosztów kredytów i coraz wyraźniejszych sygnałów nadchodzącej recesji. Konsekwencją napięć geopolitycznych jest niepewność gospodarcza. A większa niepewność oznacza, że wraz z rosnącymi ryzykami rosnąć będzie też koszt kapitału. Nasza platforma ma pomóc w odblokowaniu zamrożonych milionów złotych – wyjaśnia A. Mielewczyk.
Warto zauważyć, że w przeciętnej wielkości firmie koszty magazynowania to aż 30–65% wszystkich kosztów, jakie firma ponosi, prowadząc swoją działalność. To podatki i ubezpieczenia, koszt kapitału, utrzymania magazynów i ich obsługi, administracji, złomowania niesprzedanych towarów oraz pogorszenia ich jakości na skutek zbyt długiego przechowywania. W rzeczywistości koszt utrzymania zapasów może sięgnąć nawet kilkunastu milionów złotych – przy czym ciągle mówimy o jednej firmie.
Oczywiście branża, typ materiałów oraz sposób organizacji firmy mają ogromny wpływ na poziom tych kosztów. Tak czy inaczej, w interesie każdej firmy jest ich ograniczenie, czyli zmniejszenie stanów magazynowych. Szacujemy, że problem dotyka w mniejszym lub większym stopniu ok. 80–90% firm, małych czy korporacji. Podstawą naszego biznesu jest też założenie, że użytkownik (przedsiębiorstwo) może być u nas jednocześnie kupującym i sprzedającym. Z jednej strony firma sprzedaje swoje nadwyżki, zapasy i wszystko to, czego aktualnie nie potrzebuje. Z drugiej – może kupić brakujące surowce do swojej produkcji. Jestem przekonana, że w wielu przypadkach firmy będą w Waltorii nie tylko sprzedawać, lecz także kupować – podsumowuje Aneta Mielewczyk.
Źródło: Waltoria