Rembrandt Bugatti był starszym bratem Ettore i również, tak jak większość członków rodziny Bugattich obdarzony był wieloma talentami artystycznymi. Rysował, malował, ale przede wszystkim rzeźbił. Jako młodzian doskonale czuł się w towarzystwie artystycznej bohemy reprezentującej rodzący się kierunek Art Noveau.
Pierwsze artystyczne kroki stawiał w pracowni uznanego na przełomie wieków rzeźbiarza Adriana Hébrarda, ale w jego dążeniach wspierał go również miłośnik sztuki i artysta rosyjskiego pochodzenia książę Paolo Troubetzky. Rembrandt kochał naturę i zwierzęta, dlatego większość jego wykonywanych głównie z brązu dzieł stanowiły tego rodzaju studia.
Mieszkając w Paryżu często obserwował i szkicował zwierzęta w tamtejszym Jardin des Plantes. Często wyjeżdżał też do Antwerpii, gdzie szkicował dzikie zwierzęta w ruchu. Stąd w jego szkicowniku pantery, lwy, antylopy, hipopotamy… i słonie.
Nie od razu, ale konsekwentnie Rembrandt Bugatti zyskiwał uznanie i sławę. W końcu uzyskał to co chciał. Jego prace sprzedawały się drogo, ale niestety sukcesy miały też swoje złe strony. Alkohol, narkotyki i ucieczki do własnego świata coraz bardziej stawały się częścią jego artystycznej rzeczywistości.
Tak było do wybuchu Wielkiej Wojny…, a potem nastąpiła prawdziwa tragedia. Okrucieństwa wojny widziane oczyma woluntariusza polowego szpitala psychiatrycznego, eksperymenty paramedyczne dokonywane na żołnierzach doprowadziły do załamania psychicznego. Resztę uzupełniła tragiczna sytuacja materialna.
Bezpośredni wpływ na ostateczną decyzję artysty (samobójcza śmierć 8 stycznia 1916 r.) miała egzekucja zwierząt w ZOO w Antwerpii, kiedy zdecydowano się z braku pożywienia uśmiercić wszystkie tamtejsze zwierzęta…, w tym również ukochane, wielkie i dostojne słonie.
Znany już wówczas i uważany za geniusza w dziedzinie konstrukcji i producent Ettore Bugatti bardzo przeżył załamanie i śmierć brata i dlatego dla upamiętnienia Go, na masce najwspanialszego, dostojnego modelu Typ 41 Royale z 1926 r. umieścił kopię jednej z zaprojektowanych i wykonanych przez Rembrandta ostatnich jego rzeźb… srebrną statuetkę słonia z antwerpskiego ZOO. Monumentalnego, a jednocześnie w nienaturalnej, groteskowej pozie i nic nie znaczącej jego wielkości wobec dziejących się zdarzeń.
Sam samochód do dziś zresztą postrzegany jest również za dzieło sztuki i to nie tylko ze względu na konstrukcję, prestiż i cenę, ale przede wszystkim symbol doskonałości ( ale również pychy) wszystkich dzieł Ettore Bugattiego.
Monstrualnie wielki, którego długość podwozia wynosiła 6,4 metra w zależności od wersji nadwozia ważył ponad 3 tony i napędzał go zaprojektowany pierwotnie jako lotniczy, rzędowy, ośmiocylindrowy silnik o pojemności 12,7 l., który osiągał moc blisko 300 KM, co w połączeniu z manualnie sterowaną skrzynią biegów o trzech przełożeniach pozwalało to na jazdę z prędkością przekraczającą 150 km/h. I to wszystko w latach 1926-33!
Pomnik próżności dla najbogatszych z bogatych zbudowany zaledwie w 7 (włącznie z prototypem używanym przez E. Bugattiego) egzemplarzach tylko po to żeby zachwycał. Początkowo Bugatti planował wyprodukowanie 25 egzemplarzy Typ 41, ale względy ekonomiczne ograniczyły je jedynie do kolejnych sześciu. Miały być sprzedawane koronowanym głowom ówczesnego świata, ale tak się jednak nie stało.
Król Hiszpanii Alfonso nie zdążył odebrać swojego auta przed abdykacją, a królowi Albanii ze względu na jak to określił Ettore „prostackie maniery” po prostu odmówił sprzedaży.
Tak naprawdę w zakładach Bugattiego w Molsheim powstawały tylko podwozia Typ 41, które właściciele karosowali następnie w wielu odmianach w kilku najbardziej znamienitych w owym czasie firmach w wielu odmianach nadwoziowych: Binder, Park Ward, Kellner czy Weinberger.
Początkową ideą Ettore było przetestowanie ich możliwości i wybór najlepszego couchbildera, ale potem zrezygnował z pomysłu pozostawiając wolną rękę nabywcom Bugatti Royale.
Jak widać na ilustracji powyżej wygląda na to, że samochodów jest więcej niż 7, ale wynika to stąd, że trzech ich pierwotnych nabywców jak i kolejni właściciele dokonywali zmian nadwozi według własnych upodobań.
Trzy auta zostały w rodzinie Bugatti i po różnych perypetiach dwa z nich wchodzą obecnie w skład kolekcji zgromadzonej w muzeum założonym w Miluzie przez braci Schlumpf (obecnie Cité de Automobile National Muzeum Schlumpf Collection).
A wartość Bugatti Royale Typ 41? No cóż! Dokładnie nie wiadomo, a zresztą dżentelmeni o cenie nie dyskutują, ale na pewno wiadomo, że żaden z obecnych właścicieli nawet nie myśli o sprzedaży. Podobno… przy zakupie marki w 1999 r. jeden z egzemplarzy sprzedano za ok. 20 mln. $… i w tym jak należy sądzić, zawierała się również cena za statuetkę „tańczącego słonia”.
Zdjęcia: Bugatti, archiwum autora