Ponieważ Motofaktor.pl był patronem tego wydarzenia, odwiedziliśmy aktualnego Mistrza Mechaników w jego warsztacie w gminie Czermin, koło wielkopolskiego Pleszewa. Z Maciejem Kubisiakiem rozmawiał Leszek Kadelski.
Wcześniej nawet nie słyszałem o tej imprezie – po prostu dostałem zaproszenie mailem. Lubię przygody, więc zarejestrowałem się i przeszedłem eliminacje internetowe, co dało mi awans do finału rozegranego w Poznaniu, podczas Targów Techniki Motoryzacyjnej. Pojechałem tam z nastawieniem, że mam miło spędzić czas i dobrze się bawić.
Dopiero w momencie, gdy Włodzimierz Zientarski odczytywał wyniki. Zobaczyłem kto zajął trzecie i drugie miejsce i pomyślałem: zaraz, jak ten jest drugi, to przecież ja miałem lepsze wyniki od niego! Ponieważ rywalizacja odbywała się w trzech grupach, bardzo ciężko wcześniej było się zorientować jak idzie, bo nie było wiadomo jak radzą sobie zawodnicy z innych grup. Po fakcie okazało się, że trafiłem do najsilniejszej, bo trójka najlepszych była właśnie w mojej grupie.
W poniedziałek po zawodach nic się nie wydarzyło. Ale po pierwszych publikacjach na ten temat odebrałem bardzo dużo gratulacji – od znajomych, sąsiadów, kolegów z branży. Następnie pojawili się pierwsi ciekawscy klienci, którzy chcieli zobaczyć jak wygląda warsztat mistrza.
Od dziecka chciałem być mechanikiem samochodowym i prowadzić własną działalność. Skończyłem zawodówkę i przez 7 lat pracowałem jako mechanik-blacharz. Naprawiałem Duże Fiaty i Maluchy, wtedy polegało to na cięciu elementów palnikiem acetylenowym – dzisiaj byłby to kompletny relikt przeszłości. W latach 2002-2005 pracowałem w fabryce Volkswagena w Poznaniu, a następnie otworzyłem swój warsztat.
Zaczynałem od zera – za dotację z Urzędu Pracy (12 tys. zł) i z pożyczonymi narzędziami. Oczywiście, miałem tylko jedno stanowisko, na którym pracowałem sam, jednak rozwój był szybki. Po pół roku miałem już pracownika, po kolejnych sześciu miesiącach – następnego. Obecnie warsztat ma cztery stanowiska, mam 2 etatowych pracowników i 2 uczniów, we wrześniu dojdzie dwóch kolejnych uczniów. Ja na co dzień zajmuję się raczej robotą papierkową – zamówienia, sprawy urzędowe, obsługa klienta, a jeśli trzeba to biorę klucz do ręki i pomagam na hali.
Nie mamy specjalizacji – ogólna mechanika samochodów osobowych, diagnostyka elektroniczna, obsługa klimatyzacji, geometria zawieszenia oraz serwis opon. Działamy w ramach sieci Q-Service, organizowanej przez Inter Cars.
W tym roku utwardziliśmy plac, kładąc 1300 m2 kostki brukowej. Dzięki temu wreszcie jest i czysto, i wygodnie – zarówno dla klientów, jak i dla nas. W planach priorytetem jest przebudowa budynków tak, by wygospodarować miejsce na wygodną poczekalnię dla klientów i może nawet sklepik z częściami. Dziś mamy tylko moje malutkie biuro.
Pięcioletnie i starsze. Mamy grupę stałych klientów, którzy dbają o swoje samochody, przyjeżdżają do nas regularnie i są pod naszą opieką. Nie brak jednak i takich, którzy jeżdżą dopóki coś się nie zepsuje i trzeba ich dosłownie ściągać z szosy. Szkoda, że średnia wiedza użytkowników samochodów na temat ich prawidłowej eksploatacji jest nadal niska. Mam wrażenie, że większość właścicieli aut mentalnie tkwi na przełomie lat 80. i 90., gdy raz na jakiś czas wystarczyło wymieć filtry i olej. Tymczasem weźmy na przykład klimatyzację – są ludzie, którzy kupią używany samochodów z takim udogodnieniem i nigdy nie zlecali obsługi klimatyzacji. Po czym, gdy już do nas przyjadą i wyciągniemy ich filtr kabinowy, to wygląda on jak kawał zbitej ziemi. Musimy tłumaczyć, że co roku trzeba zrobić przegląd klimatyzacji, odgrzybić ją, wygotować wodę z układu, żeby sprężarka się nie zatarła…
Taki, który uwielbia patrzeć nam na ręce. Staramy się takich eliminować mówiąc, że wykonujemy prace specjalistyczne, a dodatkowo, przepisy bezpieczeństwa zakazują klientom przebywać na hali warsztatowej. Reakcje są różne, część klientów rezygnuje i odjeżdża, ale innego wyjścia po prostu nie ma. Zdarzają się tacy, którzy nawałem pytań przytłaczają mechanika do tego stopnia, że nie da się rzetelnie wykonać usługi. Są jeszcze tacy, którzy uważają że sami zrobią lepiej. Niedawno odebrałem telefon od klienta, który chciał żebyśmy przyjechali do niego do domu, bo nie umie przykręcić z powrotem głowicy cylindrów w Tico. Jak można nie mieć pojęcia i brać się za coś z myślą, że „jakoś to będzie”?
Głównie z polecenia oraz dzięki reklamom w lokalnej gazecie. W Pleszewie – naszym mieście powiatowym – wiszą dwa nasze billboardy. Musimy także być zawsze bardziej innowacyjni niż nasi dwaj lokalni konkurenci – wprawdzie jedyni w całej gminie, ale za to wszystkie trzy warsztaty są w jednej wsi.
Inter Cars, Gordon i Minimot – ten ostatni to lokalna firma z Ostrowa Wielkopolskiego. Wcześniej była jeszcze Fota, ale zlikwidowali lokalną filię i już się w naszej okolicy nie pokazują. Promocje – raczej sporadycznie: Filtron i akumulatory Bosch. Nie ścigam się o nagrody, bo zbyt łatwo kupić więcej towaru niż potrzeba, mieć potem problem z płynnością finansową, a na koniec nie dostać nagrody. Gdy wiosną Inter Cars organizował Galę Mistrzów Warszatu, miałem telefony, żeby „gonić”, bo brakowało mi chyba tylko 100 miejsc w rankingu, by dostać zaproszenie na finał do Mikołajek. Odpowiedziałem, że jeśli mam pojechać, to pojadę za to, co sam wypracuję, bez sztucznego pompowania. Inaczej części zostają po takiej akcji, których nie da się sprzedać i można ich użyć jako bombek na choince.
Jest dużo organizowanych szkoleń, ale nie zawsze jest dobra informacja na ich temat, dlatego trzeba dobrze szukać. Jeśli chodzi o informację techniczną, to najczęściej korzystam z telefonicznego helpdesku Inter Cars. Testery diagnostyczne firmy Bosch też mają świetną bazę wiedzy, ale cena licencji oprogramowania jest zaporowa. Zastanawiam się właśnie na takim zakupem, ale nie jestem pewny czy taka inwestycja się zwróci.
TRW to dla mnie podstawowa marka w segmencie części zawieszenia i układu hamulcowego. Poza tym akumulatory Bosch, elementy układu rozrządu Ruville, paski Continental, amortyzatory KYB. To marki, które najczęściej proponuję moim klientom. Na szczęście klientów, którzy przyjeżdżają do mnie z własnymi częściami jest może 5 proc. I bardzo dobrze, bo z naszego punktu widzenia taki klient to stracony klient. Na samej robociźnie zarobić ciężko.
Wypowiedzi przedstawicieli firm, które wspierały organizację III Ogólnopolskich Mistrzostw Mechaników można zobaczyć na poniższym filmie:
Zdjęcia: Kamil Kobyłecki